Na początku studiów się poznałyśmy. Los chciał, że byłyśmy w jednej grupie. Ładna dziewczyna o niebieskich oczach i włosach w kolorze blond, za którą faceci mierzyli wzrokiem. Cieszyła się powodzeniem. Imponowała mi tym, że była taka radosna, mądra i wiedziała czego chcę od życia. Po wielu przygodach z koleżankami, w końcu się zaprzyjaźniłyśmy. Ta przyjaźń trwa do dzisiaj, co prawda już bardziej na odległość, ale jest. Teraz mieszka i pracuję w Londynie, wraz ze swoim już narzeczonym. Haa! ja to jednak miałam nosa. Jakiś czas temu pisała mi, że wraz ze znajomymi wybierają się na urlop. Od razu zasugerowałam Jej, że coś czuję, że B. Ci się oświadczy. I taka byłam z siebie zadowolona, bo jednak były romantyczne zaręczyny na plaży w blasku zachodzącego słońca. ach! Cieszę się ich szczęściem i mocno kibicuję, żeby się tak kochali jak do tej pory.
Kiedyś właśnie w taki słoneczny majowy dzień siedziałyśmy we dwie na studenckim balkonie, rozmawiając o naszych chłopakach, ślubie, życiu... Pamiętam jak dziś, powiedziała mi : Wiesz, mi się wydaje, że Ty szybciej wyjdziesz za mąż jak ja, bo mój B. nic o zaręczynach nie mówi. A tu proszę... jaki los bywa przewrotny. Dlaczego o tym dziś piszę? bo tęsknie za naszymi babskimi pogaduchami, Jej uśmiechem i radami, które czasami były zwariowane jak Ona w pozytywnym znaczeniu. Piszemy ze sobą nie raz codziennie, ale to nie to samo co rozmowa na balkonie przy winku.
Źródło: www.wpina.pl